Peru, Paracas - mikromiasteczkowy kurort z kitesurfingiem w tle.

R-01-30

Wyjazd.

Przyleciałyśmy w ostatnim tygodniu listopada. Z Europy lata kilka linii lotniczych. Bezpośrednie loty są z Paryża i Madrytu (jesień 2022). Dla Nas, zaczynających podróż na Sycylii, oznaczało to wylot z Palermo z dwoma przesiadkami, w Rzymie i Madrycie. Wybrałyśmy Air Europa bo oni jak jedyni mieli połączenie „po całości”. Bagaż nadany w Palermo do odbioru w Limie. O to chodziło. Lecąc z dwoma board bagami bierze się pod uwagę nie tylko koszty, ale też opcje targania tego klamotu. 

W Limie czekała na Nas taksówka do Paracas. Trasę spokojnie można zrobić autobusem. Przejazd jest tańszy (circa 10€). Ale mając dwa board bagi i dwie walizki koszt przerzucenia  bagażu z lotniska na przystanek przy 2 osobach, plus autobus zbliża się do kosztu taksówki. 

Nie mogę nie wspomnieć przesiadki w Madrycie. Wylot z 23:55 przesunięty został o ponad godzinę, samolot wymieniali na sprawny, 30 osób nie wsiadło. Za sprawa tego zamieszania, miały miejsce dantejskie sceny. Nastąpiło klasyczne tłoczenie, krzyki i płacze. Nam się udało.

Miasteczko - mikrokurort.

Paracas to miejscowość rozmiaru polskiej Jastarni, a rangi kurortu. Znajduje się na pustyni. Cała roślinność pielęgnowana jest przez ludzi. Utrzymana jest przez ludzi. Tu zwyczajnie nie pada. Podobno w 2017 spadł deszcz i nastąpił paraliż. Prądu zero. Ulice płynące. Potop. Tu żyje się na zewnątrz. Patia, tarasy, ulice. Kontakty i kable na zewnątrz. Kuchnie i pralnie pod chmurką. Na ulicach masa psów. Spokojne, nie szukające zaczepek. Pańskie i bezpańskie.

Dla tych, którzy nie wiedza czego się spodziewać mam prosty komunikat. Jest tu cywilizacja. Wszystko się zgadza. Nie trzeba się martwić o brak kibla (dostałam takie pytanie, serio). Peruwiańczycy są czyści - na włoskie standardy. Śmieci są, bywa ich więcej i mniej. We wszystkim jest 30% więcej cukru niż w Europie. To widać po ludziach. Z Paracas na jakiekolwiek większe zakupy należy pojechać do Pisco. Taksa 5s lub 3s bus collectivo. Mototaxi na spot z miasteczka 3s (po dogadaniu). Nie trzeba się tu jednak targować, to nie Kenia. Można, nie trzeba. Ceny niższe niż w Europie za spożywke, pod warunkiem, ze żywimy się tym co lokalesi. Importowane produkty - stosownie kosztowne. Waluta która się tu przywozi to USD. Euro i £ nikt nie wymienia i nie chce. Do PL 1sol ~ 1pln, do euro/USD 4sol ~ 1€. My pół na pół gotujemy i jemy street food, lub w lokaleskich lokalach. Spokojnie można się najeść pod korek za 25s. Dziennie na osobę można się zmieścić jeszcze mniej. To jest super. Lokalni solą - solidnie, słodzą - solidnie, pieprzu i papryki ostrej nie szczędzą. Do wszystkiego są sosy, sosy, sosy. Im bardziej europejsko chcesz jeść, im bardziej wymyślne owoce morza, tym drożej. Tak czy inaczej, dobrze.

Kite spot w Kangaroo Kite! 

Spot w Paracas to jak pisałam wycieczka 5min mototaxi. Nad cały brzegiem zatoki są wille i hotele, za hotelami kawałek płazy ze spotem zaraz na granicy rezerwatu. Wiatr jest side off-shore. Jego siła (i kierunek) zmienia się w ciągu dnia. Z rana potrafi być N i wtedy czekamy aż się odwróci na S i wzmocni. Zwykle ten moment to jest prawdziwy moment, chwila znaczy się. Zwykle (statystka po zaledwie 3 tygodniach) rozwiewa się około południa, siła wiatru rośnie do 20-25 knt i ma swoje maksimum ok 15. Jest szkwaliście, chodzą takie „kopy” w górę. Późniejszym popołudniem wiatr słabnie i stabilizuje się. To mój czas na freestyle. Gdybym cały ten czas miała pływać byłoby 11m (1-2h) -> przesiadka na 8m i później jak siądzie powrót do 11m. To wszystko przy mojej wadze 60kg. W wodzie nie ma zagrożeń. Nie ma na co stanąć, bywa jednak błotniście. Bywają również meduzy. Może być ich dużo. Dużo tu jest wtedy, gdy patrząc w dół po skoku widzisz szachownicę biało - czerwonych meduz pod sobą, co 2m sztuka. Tyle widziałam najwięcej. Teraz.. będą rosnąć. Lokalesi mówią, że osiągają duże rozmiary (średnica powyżej 1m). Jeżeli chodzi o głębokość wody to trochę przypomina wywiewkę w Rewie przy zachodnim wietrze. Nie nazwałabym tego flatem. Jest jedno miejsce gdzie jest prawie płasko, blisko „końca spotu” gdzie wiatr się gubi i szkwali przez przeszkody wiatrowe. Dalej od brzegu czop. Naciągając mogłabym nawet to nazwać kickerami na lewą nóżkę.

Pierwsze wrażenia.

My tu jesteśmy na kitesurfing. Mam takie freelance “work and travel” w Kangaroo Kite. Do tej pory nie narzekam. W połowie grudnia miał miejsce w Peru przewrót polityczny, co niestety skutkuje obecnie drastycznym spadkiem kursantów. Media zrobiły swoje. Tu było i jest spokojnie. Oby nie trwało to zawieszenie zbyt długo. Z drugiej strony, fajnie mieć masę czasu na pływanie kite i naukę wing foila. 

Jest wietrzenie. Jest bezpiecznie. Jest tanio. Miasteczko jest spokojne. To typowe miejsce na slow-life. Po spędzeniu tu dokładnie miesiąca, jesteśmy zadowolone… i jeszcze dwa kolejne przed Nami!

One comment on “Peru, Paracas - mikromiasteczkowy kurort z kitesurfingiem w tle.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ProlimitDuotoneKiteNinja Kite Shop
Copyright © 2025 LetGoToHaveIt. All rights reserved